Drobna szatynka przyglądała się nocnej panoramie Nowego Jorku. Wie, że za chwilę będzie mogła opuścić swoje miejsce zamieszkania. W końcu nadszedł ten czas. Dziewczyna zabiera ostatnie najważniejsze rzeczy bez, których nie mogła by się ruszyć. Pistolet i sztylet. Wybiega ze swojego apartamentu po czym kieruje się do windy. Zjeżdża do podziemnego garażu i wsiada na swój motor. Jedzie przez już nie tak zatłoczone uliczki NY. Kieruje się w stronę domu dawnego przyjaciela. Staję przed jego willą i pospiesznym krokiem kieruję się do okna od pokoju Domingueza. Stoessel zawsze tak wchodziła czy wychodziła, gdy wymykała się na imprezę. Nie ważne czy do kogoś czy od kogoś czy od siebie czy do siebie. Weszła na dach, po czym wskoczyła do pokoju swojego przyjaciela. Zauważyła, że go nie ma, więc postanowiła sobie usiąść na jego biurku i czekać. Po paru minutach usłyszała otwieranie drzwi. Chłopak, gdy ją zauważył odskoczył jak poparzony na co dziewczyna się tylko zaśmiała.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał się, gdy się już ocknął.
- A no wiesz jest sprawa - odpowiedziała mu szatynka ze swoim tajemniczym błyskiem w oku.
- No to słucham cię.
- Pamiętasz jak jako młodzi mieliśmy swój gang?
- No tak przecież tego nie da się zapomnieć.
- Następnie go rozwiązaliśmy i każdy poszedł w swoją stronę...
- No tak ja to wiem do konkretów...
- Spokojnie, spokojnie Dominguez - znów się zaśmiała. - A no więc z tego co wiem wróciły nasze stare problemy.